czwartek, 8 stycznia 2015

88

Kiedy ogarnia niepewność nie ma innej drogi niż biegać aż się padnie ze zmęczenia, kawa lub popołudniowa drzemka przestanie w końcu działać i będzie można nie myśleć. Dalej czytać historię o nieustającej tęsknocie, identyfikować się z bohaterami i uświadamiać własne, zaskakujące zakochanie. Spadł śnieg i moje buty do biegania się ślizgają i nie wychodzę biegać mimo iż mną rzuca, a nie mam tu worka bokserskiego żeby go zniszczyć i płakać nad tą tragedią która wisi nade mną, ale tylko w mojej głowie, bo z obiektywnej perspektywy nic się nie dzieje. Zadziwiające, jak jednowymiarowa niepewność materialna destrukcyjnie wpływa na wszystko, co mnie dotyczy. Jak nagle miotam się między szukaniem stabilnej pracy, która wyprowadzi mnie na morza nudy, a tym, żeby wciąż balansować na granicy chodnika, z którego za miesiąc mogę spaść w przepaść głodu (której nie ma, bo przecież są jeszcze przyjacielscy przechodnie). 

Stare dobre lęki, grzecznie Was informuję – tak dobrze sobie bez Was radzę, że grozi mi śmierć ze szczęścia i całkiem mi to pasuje. Nie pukajcie do moich drzwi, bo na więcej niż dwie godziny nie pozwolę Wam zostać, a jeszcze pożegnanie nie będzie zbyt miłe, z pewnością na odchodnym zza progu krzyknę głośno "Spierdalajcie!".

Nastawię kubeczek kakao i nawet jak wykipi wcale się nie przejmę, bo zalana kuchenka to przynajmniej namacalny problem, a z takimi się kumpluję, w końcu można je łatwo wytrzeć.